Karteczki z napisem „TERAZ” wiszą w różnych miejscach w moim mieszkaniu. Dlaczego? Ponieważ, jak pewnie większość z nas, spotykam się z różnymi problemami, a rozwiązanie niektórych z nich, przypomina „walenie głową w mur”.
Jestem przekonana, że mur jest najczęściej stworzony wewnątrz nas i rzutuje na rzeczywistość zewnętrzną. Ale w tym momencie nie o tym chcę pisać – choć na pewno wrócę do tego innym razem.
Gdybym chciała cały czas myśleć o sprawach, których jeszcze nie udało mi się rozwiązać (innymi słowy, pozwolić sobie na zaabsorbowanie problemami), to wiem, że stres byłby silny, sen mało regenerujący, a wszystko wokół wydawałoby się nieistotne, bo przecież ja mam problemy. Czy to byłoby użyteczne? Ależ absoutnie nie.
Obecnie jestem w takim czasie swojego życia, który mógłby zawładnąć mną mentalnie, gdybym tylko na to pozwoliła. W pewnym sensie, od tego co teraz się wydarzy, zależy moja przyszłość. I wiem, że gdybym pozwoliła myślom na swobodę, jedynym pewnym efektem byłby stres.
Już dawno jednak odkryłam, że chwila tu i teraz, jest doskonała sama w sobie. I choć nie jest to proste, aby pozostawać całą sobą w tej chwili, zwłaszcza, kiedy okoliczności zewnętrzne są niesprzyjające – to jednak jest to jedna z tych rzeczy, którym na pewno warto poświęcić wysiłek aby się tego nauczyć.
A najlepiej, praktykować „TERAZ” do momentu wyrobienia zautomatyzowanego nawyku, tudzież w chwilach trudniejszych, rozwiesić chociażby takie karteczki, które przywoływałyby nas do doświadczania chwili bieżącej.
W dalszej części napiszę o tym, że może to nie tylko uwolnić nas od odczuwania stresu, ale też wnieść do naszego życia przyjemność płynącą z prostego doświadczania, radość z życia i spokój.
Wcześniej jednak jeszcze trochę o myśleniu.
Czy myślenie jest użyteczne? Ależ oczywiście, że tak. Potrzebujemy go w pracy, do rozwiązywania problemów, do snucia planów, do nauki, do podejmowania decyzji, do wyciągania wniosków, a nawet do oddania się marzeniom. Choć często, te najlepsze rozwiązania, wyłaniają się z ciszy.
To jednak tylko część procesu myślenia. Ta dobra. Bo myśli pojawiają się w naszych głowach bez przerwy, także wtedy, kiedy zupełnie nie są nam do niczego potrzebne. Przychodzą mimowolnie, zabierając nam doświadczanie tego, co jest, kradnąc bezpowrotnie mijające chwile. Nie jest to wtedy użyteczne myślenie, ale chaos myśli w głowie. W dodatku znacząco wpływający na nasze samopoczucie, naszą rzeczywistość, zdrowie, osiągnięcia itp.. (kto jeszcze nie przeczytał malutkiej książeczki „Tak, jak człowiek myśli” to zachęcam, bo mam wrażenie, że wszystko, co zostało potem napisane odnośnie mocy naszych myśli, u swych źródeł miało właśnie przemyślenia Jamesa Allena – autora tej skromnej pozycji, napisanej w XVIII wieku).
Trudno jest jednak pozbyć się myśli, a im bardziej staramy się to robić, tym bardziej one mogą się stać uporczywe. Zamiast walki z myślami, znacznie łatwiej jest skupić się na tym, co się dzieje teraz…. poczuć otoczenie. poczuć wykonywane czynności…. oddać im całą swoją uwagę i poczuć swoje zmysły, subtelne odczucia.
Chcę opisać coś, czego sama doświadczam i co dla mnie jest czymś wspaniałym. W odniesieniu do pozostawania w tej jednej chwili, która właśnie jest i w odniesieniu do tej części myśli zbędnych, jakie zaśmiecają umysł praktycznie przez cały czas, kiedy jesteśmy na jawie. Myśli, które nie służą niczemu, częstokroć powodując stres i zawsze oddalając nas od naszego własnego życia, którym żyjemy TERAZ. Bo co było i co będzie, albo już nie istnieje, albo jeszcze nie nadeszło.
Przypomnijcie sobie obejrzany film, który bardzo Wam się podobał, na którym, w trakcie seansu, skupiła się cała Wasza uwaga. Może nie jakiś film akcji, ale coś spokojniejszego. Czyż nie było tak, że różne drobne rzeczy przykuwały Waszą uwagę? Że wszystko było w tym filmie, niemalże doskonałe. Że kiedy główny bohater, robił tak zwykłą czynność, jak picie herbaty, to wydawało się to czymś wyjątkowym? A każdy ruch bohatera, czy to przegarnięcie włosów, czy dosiadanie konia było czymś zupełnie odmiennym niż rzeczywisotść jakiej doświadczamy wokół? Jeśli był to film wyjątkowy dla Was i oglądaliście go stosunkowo niedawno, zapewne pamiętacie takie różne, zdawałoby się bez znaczenia, sceny. Pozbawione dialogów i oparte na zupełnie nie jakichś nadzwyczajnych czynnościach. Czasem w filmach, pokazywane są sceny w zwolnionym tempie. I są one jeszcze bardziej niezwykłe. Marzymy o takim filmie w swoim własnym życiu, które wydaje nam się mało barwne.
Otóż to, czego ja doświadczam (czasami, bo nie jest to stan permanenty, a szkoda ;)) – to jest dosłownie doświadczanie swego życia, jak takiego filmu, którego scenariuszem jest chwila, jaką żyję teraz. I to zwyczajne, codzienne życie, nagle staje się czymś wyjątkowym. Jestem bohaterką nie zakłóconej chwili i tego, co się aktualnie wokół dzieje. Sceny odczuwane i doświadczane są jeszcze bardziej intensywnie, jak te pokazywane w zwolnionym tempie z filmu. Pojawia się spokojna radość i zadowolenie. Z czego? Ze wszystkiego. Z drobiazgów. Z życia.
Bo wtedy czuję że żyję. Czuję kiedy biorę kubek by zaparzyć herbaty. Czuję ciepło wody, spływającej po mych dłoniach, kiedy zmywam naczynia. Słyszę jej szum i odgłosy pobrzękiwania naczyń. Czy jesteście w stanie uwierzyć, że może to sprawiać przyjemność? Tak chwila zmywania, staje się przyjemnością, kiedy jestem obecna tylko w niej.
Przy takiej koncentracji na momencie, cała rzeczywistość staje się niezwykła, doskonała i jakby magiczna… Radosna i pociągająca, mimo swej zwykłości. Staje sie pieknem samym w sobie. Niezakłócona bowiem niczym co było, ani niczym co będzie. A przecież wiemy, że obecność umysłu wtedy lub potem, przynosi różne uczucia, emocje, niepokoje, obawy, przerabianie wkółko i wkółko tego samego tematu. No i przede wszystkim, zabiera nam chwilę obecną.
Przeważnie lubimy kawę i jej zapach. Ale czy dostatecznie się nią delektujemy, tak aby przyniosła rzeczywiście 100% przyjemności, czy też pijemy ją mimochodem, siedząc przy biurku i nim się spostrzeżemy, kawy w kubku już nie ma, ale my nie złapaliśmy ani jednego momentu, z rozchodzenia się jej smaku i ciepła na ustach.
To właśnie ciągłe myśli w głowie powodują, że żyjemy mimochodem. Tymczasem robiąc wszystko na 100%, czyli inaczej będąc na 100% w tej chwili, ze wszystkimi myślami, które poza nią nie wybiegają ani w przedtem, ani w potem – czynimy nasze życie niezwykłym, bo zwyczajnie to dostrzegamy. Czerpiemy radość z momentu. Przynosi to spokój i błogość, a życie staje się naszym filmem. W chwili obecnej nie ma strachu, nie ma lęku, nie ma więcej niż się dzieje teraz. Wszystko jedno, czy pracujemy, czy rozmawiamy z kimś, czy gotujemy, czy sprzątamy, słuchamy muzyki, oddajemy się marzeniom itd.
Fascynuje mnie to, że zwyczajność, w której z pozoru nic się nie dzieje, potrafi przynosić poruszające doznania. I nagle się okazuje, że nic więcej nie potrzeba do zadowolenia i spokoju, jak tylko w pełni skupić się na teraz, porzucając wszelkie myśli, pozwalając sobie na odczuwanie i doświadczanie rzeczywistości poprzez zmysły.
Zwróćcie uwagę, gdzie jesteście Waszą głową, będąc na spacerze. Jest niemalże pewne, że większość z nas już myśli o zaparzeniu herbaty po powrocie do domu, albo o innych sprawach, ale na pewno, nie związanych bezpośrednio ze spacerem. Kiedy się temu przyglądamy, to myśli pojawiają się jedna za drugą jak pociągi ekspresowe, na wielotorowym torowisku.
Zróbcie, króciótki eksperyment, który dawno temu sama robiłam. Weźcie do ręki gronko ulubionego winogrona. Przyjrzyjcie się mu, poczujcie go w palacach. A dopiero po chwili, zamknijcie oczy i powoli włóżcie gronko do ust. Nie gryźcie go od razu. Poczujcie jego kształt, strukturę, temperaturę. A dopiero po chwili zacznijcie go zgniatać zębami, aż zacznie wyciekać sok. Powoli, skupiając się na każdej sekundzie tego doznania, jedzcie grono. Czy smakowało? A jak?
Zróbcie jeszcze jeden eksperyment. Umyjcie naczynia, ale nie w zmywarce haha (jeśli macie coś brudnego pod ręką). Jednak tym razem, zróbcie to w pełni świadomie. Czując każdy ruch dłoni, czując ciepło wody, słysząc ich brzęk, śledząc każdy ruch rąk i w pełni wczuwając się w tę prostą, codzienną czynność. Nie ma tu miejsca dla myślenia. Kiedy skupiamy sie całkowicie na tym, co właśnie robimy, nie ma przestrzeni dla myśli. A gdyby się pojawiały, po uświadomieniu sobie tego, spokojnie powróćcie do doświadczania zmywania naczyń, jak poprzednio. Czy to doświadczenie coś Wam pokazało?
A może wydaje się stratą czasu nie wykorzystywanie go na myślenie przy wykonywaniu prostych czynności? Otóż stratą czasu to nie jest, bo uczy uważności i bycia w pełni w chwili obecnej. To z kolei procentuje wieloma profitami, jak dystans do problemów i siebie, zadowolenie, radość bez powodu, spokój wewnętrzny, zdrowie, nie marnowanie czasu na martwienie się na zapas (najczęściej nasze głowy absorbują myśli, które nie są z tych najprzyjemniejszych), brak stresu, dobry sen, docenianie chwili, poczucie szczęścia, wzrost kreatywności, otwartość na dostrzeganie rzeczy, których normalnie byśmy nie zauważyli.. i wiele, wiele innych. W dwóch słowach RADOŚĆ Z ŻYCIA. I wcale nie trzeba na taki efekt długo czekać.
Kontrola myśli daje SPOKÓJ. Myśli przywołujące sytuacje lęku, bądź złości, obawy o jutro – pociągną też za sobą podobne uczucia i emocje. Dobra wiadomość jest taka, że działa to także w odwrotną stronę. Myśli okiełznane, wyeliminowanie tych bezużytecznych, przyniosą spokój.
Niedawno spotkało mnie przykre wydarzenie, które miało miejsce w niedzielę wieczorem. W dodatku problem, jaki się pojawił, nie był do rozwiązania w niedzielę. Więc nic nie mogłam zrobić. Gdyby to się stało szereg lat wstecz, miałabym noc z głowy. Zdenerwowanie czy stres, nie pozwoliłyby mi zasnąć, a przez głowę przewijałyby się filmy myśli, gruntujące tylko, lub wręcz pogłębiające, ten nieprzyjemny stan.
Jednakże stało się inaczej. Po pół godzinie, uświadomiłam sobie, że przecież jest niedziela wieczór, że nie mogę podjąć żadnego działania do poniedziałku rano. A także to, że chcę dobrze spać i obudzić się nazajutrz wypoczęta. Natychmiast zaczął pojawiać się spokój. Zaparzyłam sobie zioła, które wypiłam z łyżeczką miodu, posłuchałam muzyki. Nie myślałam już tego wieczora o zdarzeniu i, jak zapewne się domyślacie, kiedy przyszła pora snu, zasnęłam szybko i głęboko jak dziecko. A w poniedziałek z samego rana, usiadłam do rozwiązania kłopotu.
Tylko ode mnie zależało, w powyższej sytuacji, czy dam się opanować stresowi i poddam beznadziejnej nocy, czy też utrzymam moc spokoju w sytuacji, w której nic do zrobienia nie było. A słowa „ale przecież chcę dobrze spać… ” były wystarczające, by zapanować nad umysłem.
Kilka lat temu, przez blisko 2 lata, w mojej łazience na lustrze, wisiała kartka z napisem „zastanów się, czy to, co właśnie myślisz, jest dla ciebie użyteczne”. Widziałam ją codziennie, a teraz już jej nie potrzebuję. Nawykowo wracam w różnych sytuacjach do takiego właśnie pytania. I nawykowo niemalże, usuwam z głowy to, co rodzi niepokój, bądź inny niekomfortowy stan.
Do napisania tych słów od siebie, skłonił mnie film, jaki ostatnio obejrzałam pt. „Siła spokoju”
Gdyby ktoś miała ochotę, to film jest dostępny na you tubie.
Może nie jest to film, zrealizowany w jakiś szczególny, porywający sposób, ale jego przesłanie jest niezwykle wartościowe. Znajdziemy w nim też wiele istotnych, dla każdego z nas, myśli. No i film jest oparty na prawdziwych wydarzeniach, co ja zawsze bardzo sobie cenię. Często też powtarzam, że to życie właśnie pisze najlepsze scenariusze, na podstawie, których potem powstają inspirujące filmy.
Pozbywanie się chaosu myśli w głowie przynosi spokój. A spokój, to moc. Także moc doświadczania. Mój przyjaciel powiedział ostatnio do mnie „kocham twoją spokojną duszę”. Ale ja wiem, że ona taka nie była od zawsze. Że moja droga do spokoju to był świadomy trening. No i on jeszcze się nie skończył, bo tak jak wszystko, spokój także, może być coraz głębszy i coraz bardziej doskonały.
Kiedy on się taki staje, wierzcie mi, że odczuwane szczęście albo radość także stają się coraz bardziej intensywne. Życie staje sie przygodą.
Nie mylmy spokoju z brakiem życia, żywotności czy spontaniczności. Z moich doświadczeń jest zupełnie odwrotnie i dziecięca radość w dorosłym człowieku, zaczyna się tutaj, gdzie pojawia się spokój umysłu. Bo to swego rodzaju WOLNOŚĆ i brak ograniczeń. Wyzwolenie od opinii, przekonań, które przecież mogą dalece mijać się z prawdą. W spokoju wszystko, co się pojawia, jest dobre.
Spokój umysłu i jego wyzwolenie od bezużytecznych zakłóceń, pomaga też w pracy. Wpływa pozytywnie na kreatywność, wydajność, poczucie przepływu.
Niezmiernie jest istotny dla naszych relacji, zwłaszcza tych bliskich. To ważny temat, ale zbyt obszerny, aby choć szerzej o nim wspomnieć w tym poście.
W jakąkolwiek dziedzinę życia byśmy się nie zagłębili, spokój umysłu, przynosi dla niej tylko korzyści.
Nauczenie się opanowania mimowolnych myśli, zanurzania się w chwilę obecną, utrzymywania spokoju umysłu, jest częścią zwycięstwa nad samym sobą. Jest wolnością.
„TERAZ” JEST METODĄ DOSKONAŁĄ NA DOBRE SAMOPOCZUCIE. Połączone z WDZIĘCZNOŚCIĄ działa CUDA 🙂
Piękne słowa O CISZY-SPOKOJU, SPOKOJU-CISZY: http://www.youtube.com/watch?v=qQBrcVSrfHk
Zainteresowanym doskonaleniem bycia w teraz, polecam książkę „Potęga Teraźniejszości” Eckhart Tolle
Ufff… ale się napisałam 😉
dziękuję Beata!!!!!
Nie ma za co. Jeśli jakiekolwiek zdanie okazało sie przydatne – to ja dziękuję :).
Ja też dziękuję za inspirację. Dobrze, że jesteś! Pozdrawiam i przesyłam morze pozytywnej energii.
Dzięki.. dobrej energii nigdy dość. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Świetny tekst,zresztą wszystkie są wyjątkowe dla wyjątkowych świadomych osób, ma pytanie czy zna Pani VIANESSE?….jeśli nie to warto zwrócić uwagę na ten koncept żywieniowy, jest doskonały.
Dziękuję. Vianesse nie znam – zerknęłam teraz. Widzę probiotyki… zapewne dobre, jak to produkty sprzedawane w sieciach (są zwykle bardzo dobre i wyższej jakości aniżeli w dystrybucji tradycyjnej). Jestem jednak głównie za naturą… tzn. pożywieniem, zamiast zastępowania go preparatami. To jest mi zdecydowanie bliższe. W przeszłości dość często korzystałam z różnych suplementów. Obecnie robię to już zupełnie sporadycznie. W końcu sama nazwa suplement = dodatek. Choć cel oczyszczenia jelit, jest bardzo dobry (zdrowe, czyste jelita są podstawą), jednak sama wolałabym je oczyścić metoda naturalną, czyli chociażby takim postem, jaki robiliśmy. Też wspaniale wpływa na własciwą florę bakteryjną i zdrowie jelit. No i nie tylko oczywiście. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Dziękuję za odpowiedż, jest różnica pomiędzy prObiotykami, a prEbiotykami, w Vianesse cały koncept opiera się na dostarczaniu prEbiotyków po to aby odbudowywać naszą " marną" niejednokrotnie flore bakteryjną, prebiotyki to pożywienie dla naszych naturalnych kultur, to tak w 2 słowach, drugim produktem wspaniałym zresztą jest bialko w formie aminokwasów, niezbędnych do odbudowy naszych mięśni. Cały koncept ma za zadanie oczyścić nasz organizm, odkwasić, odbudować "spalone" mięśnie a co za tm idzie spalić zbędny tluszcz ,zyskać energię, zdrowie i dobre samopoczucie.( produkty 100% naturalne, pochodzące z ekologicznych upraw, które poleca się dzieciom od 1 -go roku życia oraz kobietom w ciąży) vianesse to często motywacja i mobilizacja dla osób które nie wiedzą jak zacząć przemianę i podążanie naturaną drogą"- gdyż takie jest motto tej koncepcji, przede wszystkim uczy ludzi dobrych nawyków żywieniowych, takich które zostają na lata. Nie chciałabym tym postem absolutnie reklamować produktów ani podważać naturalnych proponowanych przez Panią metod, powtórzę jeszcze raz ,że są genialne i od dłuższego czasu jestem ich fanką i nie zamierzam rezygnować z drogi jaką obrałam w kierunku zdrowia i natury. Wiem jedno , ludziom brakuje motywacji, a przekonałam się na wlasnej skórze( i nie tylko), że z VIANESSE jest o wiele łatwiej zacząć podążać naturalną drogą. Pozdrawiam serdecznie .
Polecam również ciekawą lekturę o mojej koncepcji , chętnie prześlę na priv.
Hmmm… z tego, co mi wiadomo, to probiotyki właśnie odbudowują florę, a prebiotyki są po to aby te probiotyki mogły się namnażać.
Jest wiele dobrych dróg. Zmiana nawyków oczywiście nie jest najłatwiejsza, ale ja jednak tę drogę chcę wspierać ponieważ jest mi najbliższa i jest też dostępna dla każdego, za grosze.
Ależ oczywiście, że rezygnowanie z czegoś, co nam służy byłoby bez sensu.
Również serdecznie pozdrawiam :).
swietny tekst, to jest dokladnie to, co chodzi mi po glowie od jakiegos czasu i nie umiem tego nazwac… to jest to z czym chodzilam do lekarzy, neurologow, psychologow i okulistow…TERAZ probuje, ale nie jest to moim nawykiem…pocieszajace jest to, ze mozna to wycwiczyc! bede probowac, walczyc! pozdrawiam
Powodzenia. Warto. Też cały czas się w tym trenuję 🙂
zawsze trzeba znaleźć sobie jakieś zajęcie, które pomoże zrzucić zbędne napięcie.